19 lut 2011

DOLINA ŚMIERCI - Magadan (Kołyma). Uranowy obóz pracy za czasów stalinowskiej dyktatury.

 
Cytat z dzieła Ryszarda Kapuścińskiego - Imperium (po artykule będzie jeszcze jeden, bardzo obszerny cytat z Imperium dot. kołymskich obozów)
Pomyślałem o straszliwej bezużyteczności cierpienia. Miłość zostawia swoje dzieło - to następne pokolenia przychodzące na świat, trwanie ludzkości. Ale cierpienie? Tak wielka część ludzkiego przeżycia, bolesna i najtrudniejsza, przechodzi i nie zostawia śladu. Gdyby zebrać energię cierpienia, jaką dały tu z siebie miliony ludzi, i przemienić ją w siłę tworzenia, można by z naszej planety stworzyć kwitnący ogród. Ale co zostało? Zardzewiałe kadłuby statków, butwiejące wieżyczki strażnicze, głębokie doły, z których kiedyś wydobywano jakaś rudę. Ponura, martwa pustka. Nigdzie nikogo, bo umęczone kolumny już przeszły i zniknęły w wiecznej zimnej mgle.  
Informacje szerzone przez ZSRR na temat zbrodni hitlerowskich Niemiec uważane są bardziej za przykrywkę własnej zbrodniczej działalności, aniżeli faktycznie chęć ujawnienia niemieckich zbrodni. Ich przestępcza działalność w obozach rozsianych po całym ZSRR była o wiele większa i trwała wiele dziesiątek lat.
sieć przymusowych obozów pracy na terenie byłego ZSRR Magadan - Kołyma Magadan to stolica Kołymy (port nad Morzem Ochockim). Na tych terenach temperatury osiągają do -70 stopni. Kołyma zaś, znajdująca się w dorzeczu rzeki Kołymy, stąd nazwa tego terenu, to potoczne określenie największej grupy obozów pracy na północnym wschodzie ZSRR. Określa się ją także mianem "białego krematorium", gdyż na zamarzniętych terenach zajmuje prawie 2,5 mln km kw. Na tych terenach powstał tzw. Dalstroj - górnicze przedsiębiorstwo, bezpośrednio podległe NKWD. Pierwszy budynek - biuro Dalstroju Organizacją jego zajął się na rozkaz Stalina Edward Berzin. Tereny te były odludne, wymarłe. Spoczywały zaś na olbrzymich złożach surowców naturalnych, które były nie do pogardzenia przez imperium radzieckie (węgiel, platyna, złoto, ołów, molibden, ropa naftowa oraz ..... uran. Miejsca wydobycia uranu na Magdanie strażnik z Magadanu W czasach stalinowskich istniał w Magadanie jeden z najstraszniejszych obozów pracy. Jego więźniowie pracowali w fabryce wzbogacania uranu. W pobliżu znajdował się także obóz dla dzieci - Бутугычаг i kobiet - Вакханка. wnętrze baraku dla kobiet Droga wiodąca do obozu kobiecego Nazywa się to miejsce „Doliną śmierci”. Nazwy tej użyli po raz pierwszy pasterze bydła, którzy natknęli się w tym rejonie na mnóstwo ludzkich czaszek i kości, oraz skrawków ubrań i różnych przedmiotów codziennego użytku. Ich bydło zaczęło najpierw tracić sierść na nogach, potem zwierzęta upadały i nie mogły już wstać – efekt promieniowania emitowanego przez kości więźniów, które leżą dookoła, oraz ich odzież.   To teren bardzo niebezpieczny, nie tylko z powodu promieniowania. Jedynie miejscowi wiedza, jak się po nim poruszać, ponieważ pod ziemią biegną tunele, kanały, wszystko służyło wydobywaniu i składowaniu uranu. Łatwo w nie wpaść i nawet zginąć, ponieważ , jak twierdzą naukowcy, jest się wtedy narażonym na bezpośredni wpływ promieniowania. Widać poza tym wiele dołów dziur po wydobyciu, resztki budynków mieszkalnych i socjalnych oraz samą fabrykę. Fabryka wzbogacania uranu
Intensywna budowa fabryki rozpoczęła się tutaj w latach 40-tych. Wtedy Stalin podjął wyzwanie, kto będzie właścicielem największego imperium atomowego na świecie. Budynek fabryki sprawia przygnębiające wrażenie, ponieważ z daleka straszy czarnymi oknami. Teren jest całkowicie wymarły. Nie ma zwierząt a nawet większych roślin, wszystko zostało zabite przez promieniowanie. Większość roślinności stanowi mech porastający skały. Teren jest ogromny i trzeba wiele godzin aby go dokładnie obejrzeć.Praca więźniów w fabryce nie trwała długo, ponieważ do ich obowiązków należało wymywanie metalu na tacach, co pozbawiało ich życia w niecałe trzy tygodnie. Na ich miejsce natychmiast przybywali nowi, zaś zmarli przeznaczani byli do badań.
Fabryka wzbogacania uranu nadal zawiera wiele beczek z tym pierwiastkiem, dlatego emituje wysokie promieniowanie, więc bez obowiązkowych zabezpieczeń i koniecznie licznika Geigera nie należy do niej podchodzić. Jak relacjonuje świadek, niektóre miejsca w fabryce są tak napromieniowane, że dźwięk licznika jest najgłośniejszy z możliwych jakie mogą być emitowane przez to urządzenie. Licznik zaczyna się odzywać w sporej odległości od fabryki i już nie milknie.
Tajemnicze sekcje zwłok
Lekarze NKWD prowadzili tutaj na mózgach zmarłych z powodu choroby popromiennej ludzi, badania. Miały one na celu zaobserwowanie zmian w tkance mózgowej pod wpływem radioaktywnego działania uranu.

Jak się przypuszcza, część więźniów była rozstrzeliwana znienacka, by nie dopuszczać do zmian biochemicznych w mózgu z powodu stresu. (Zmiany takie i toksyn stwierdzono w ciele zabijanych zwierząt doświadczalnych i zerwanych roślinach). Niektóre czaszki posiadają otwory od kuli, zaś wierzchołki czaszek są równo odcięte za pomocą piłek. Więźniowie, którzy nie zginęli od kuli, i tak umierali, gdyż praca w tak skażonym środowisku przy uzdatnianiu uranu, bez żadnych zabezpieczeń, nie trwała dłużej, niż kilka tygodni. Na ich miejsce przybywali następni..........
 Okolica - niemy świadek zbrodni........
W pobliżu fabryki znajduje się prowizoryczny cmentarz.  Deseczek nagrobnych z napisami w większości już nie ma, ponieważ rozpadły się ze starości lub wywiał je wiatr, albo wciśnięte są pomiędzy skały. Kiedy zimą nie można było wykopać grobów na każde zwłoki z osobna, składowano je w dołach nieopodal. Czaszki noszą ślady zabiegów medycznych, są porozcinane przez lekarzy część z nich posiada otwór po kuli.   Gdzieniegdzie porozrzucane są maski gazowe i ich fragmenty. Co jakiś czas w szpitalu przeprowadzano symulację zagrożenia skażeniem i lekarze oraz niższy personel pracowali w maskach p/gazowych, a nawet wykonywali w nich operacje na pacjentach.
Podczas wędrówki wciąż napotkać można na fragmenty kości i czaszki, kości te należą do kobiet , mężczyzn a także dzieci. Wszyscy pracowali w fabryce uranu.   Natrafia się również na czaszki koni, które używane były do pracy w obozie. Nieopodal znajduje się pilnie strzeżone w czasie swej działalności laboratorium. W momencie likwidacji obozu zostało, jak większość obiektów i obóz dla dzieci, wysadzone w powietrze. Laboratorium otoczone było czterorzędowym drutem kolczastym pod napięciem.
 Cytat z Imperium Ryszarda Kapuścińskiego
KOŁYMA - MAGADAN Magadan jest stolicą północno-wschodniego obszaru Syberii, nazwanego Kołymą od płynącej tu rzeki - Kołymy. Ziemia wielkich mrozów, wiecznej zmarzliny, ciemności - pusty, jałowy, prawie bezludny teren, dawniej odwiedzany tylko przez małe plemiona koczownicze - Czukczów, Ewenków, Jakutów. Kołymą wzbudziła zainteresowanie Moskwy dopiero w naszym stuleciu, kiedy rozeszła się wieść, że jest tam złoto. Jesienią 1929 roku nad Zatoką Nogajewa (Morze Ochockie, stanowiące część Pacyfiku) zbudowano tu pierwszą bazę-osadę. Taki był początek Magadanu. W tym czasie można tu było dostać się tylko morzem z Władywostoku lub Nachodki, płynąc na północ 8-10 dni. 11 listopada 1931 KC WKP(b) podejmuje uchwałę o utworzeniu na Kołymie trustu wydobycia złota, srebra i innych metali - Dalstroj. W trzy miesiące później do Zatoki Nogajewa wpływa statek "Sachalin", na którym przybywa pierwszy dyrektor Dalstroju - łotewski komunista, generał GPU, Edward Berzin. Okręt, którym przypłynął na Kołymę Berzin Berzin ma wówczas 38 lat. Będzie żyć jeszcze pięć lat. Od przyjazdu Berzina liczy się początek gehenny, która pod nazwą Kołymy przejdzie, razem z Oświęcimiem, Treblinką, Hiroszimą i Workutą, do historii największych koszmarów XX wieku. W potocznym języku rosyjskim nazwa Kołymy przemieniła się w przedziwny sposób w słowo-pocieszenie. A mianowicie, kiedy jest naprawdę źle, okropnie, strasznie, Rosjanin pociesza Rosjanina: Nie rozpaczaj, na Kołymie było gorzej! Na mroźnej pustyni Kołymy potrzeba jednak ludzi do pracy. Dlatego, jednocześnie z Dalstrojem, Moskwa powołuje tam do życia zarząd Północno-Wschodnich Obozów Pracy Poprawczej (USWITŁag). USWITŁag spełniał tę samą rolę wobec Dalstroju, co obóz koncentracyjny Oświęcim-Brzezinka wobec IG Farben - dostarczał niewolników. Początek Magadanu to jednocześnie początek wielkiego terroru epoki Stalina. Miliony ludzi dostają się do więzień. Na Ukrainie dziesięć milionów chłopów ginie z głodu. Ale nie wszyscy jeszcze umarli. Niezliczone tłumy "kułaków" i innych "wrogów ludu" można by wysłać na Kołymę, ale wąskim gardłem jest transport. Jedna tylko linia kolejowa prowadzi do Władywostoku, kilka tylko statków kursuje stąd do portu w Magadanie. Tą właśnie drogą, nieustannie przez 25 lat, trwa przewóz żywych szkieletów ludzkich z całego Imperium do Magadanu. Żywych, a także już martwych. Warłam Szałamow opowiada o statku "Kim", który wiózł w ładowniach trzy tysiące więźniów. Kiedy zbuntowali się, konwojenci zalali ładownie wodą. Był czterdziestostopniowy mróz. Do Magadanu dowieziono zamarznięte bryły. Inny statek, wiozący tysiące zesłańców, ugrzązł w lodach Arktyki. Dopłynął do portu po roku - nikt z więzionych już nie żył. Oto statek "Dżurma", który wiezie skazane kobiety, dopłynął do Magadanu. Wiele z tych kobiet z głodu i wycieńczenia już umiera. Takich ludzi, już w stanie powolnej agonii, nazywa się w języku łagrów dochodiagami. "Dochodiagów wynoszono po kolei na noszach. Wynoszono i układano na brzegu rzędami, z pewnością dla ułatwienia sprawozdawczości, żeby uniknąć bałaganu przy wystawianiu aktów zgonu. Leżałyśmy na kamieniach i oglądałyśmy się za naszym etapem, który wlókł się do miasta na męki wspólnej łaźni i dezynfekcji" (Eugenia Ginzburg - "Stroma ściana"). Do transportu dostawali się ludzie już wycieńczeni miesiącami więzienia, śledztwa, głodu i bicia. Teraz następowały tygodnie męki w zatłoczonych, bydlęcych wagonach, w brudzie, w obłędzie pragnienia (bo nie dawano im pić). Nie wiedzieli, dokąd jadą i co ich czeka na końcu podróży. Kto przeżył tę gehennę, był w Magadanie pędzony do wielkiego łagru etapowego. Tu odbywał się targ niewolników. Komendanci łagrów, rozmieszczonych przy kopalniach, przychodzili i wybierali dla siebie najbardziej jeszcze sprawnych fizycznie więźniów. Kto z komendantów stał wyżej w hierarchii władzy - wybierał sobie silniejszych skazańców. Łagrów albo - jak nazywają je również - arktycznych obozów śmierci było w Magadanie i na Kołymie sto sześćdziesiąt: W ciągu lat skazańcy zmieniali się, ale w każdym momencie przebywało w tych obozach około pół miliona ludzi. Z nich - jedna trzecia umierała na miejscu, inni, po odbyciu lat katorgi, wyjeżdżali jako fizyczne kaleki lub osoby o trwałych urazach psychicznych. Kto przeżył Magadan i Kołymę, nigdy już nie był tym, kim był kiedyś. GARANIN to czarna legenda Kołymy. l grudnia 1937 Berzin zostaje odwołany do Moskwy. Stalin uznał, że ten oprawca postępował jednak zbyt łagodnie, kazał go aresztować i rozstrzelać. Na jego miejsce, tegoż samego 1 grudnia, dopływa do Magadanu statek "Mikołaj Jeżów" który przywozi dwóch nowych władców Kołymy - dyrektora Dalstroju pułkownika Karpa Pawłowa (zastrzelił się w 1956 r.) i jego zastępcę, szefa kołymskich obozów śmierci - pułkownika Stiepana Garanina. Garanin ma 39 lat. Będzie jeszcze żyć jeden rok. "Iwanie Kuźmiczu, czy pamiętacie Garanina? Czy pamiętam? Dobre sobie. Przecież widziałem go z bliska, tak jak ciebie teraz oglądam. Obchodził kolumnę więźniów. I był nie sam, ze świtą. Zanim się zjawił, przekazywano przez telefon: może tu zajechać, żeby osobiście przeprowadzić inspekcję łagru jeszcze w Magadanie, kiedy myśmy już stali na baczność. Wszystko wyczyszczone, wymalowane, posypane żółtym piaskiem. Komenda ciska się we wszystkie strony, nie mogąc opanować nerwów. Nagle szept: jadą, jadą. Brama łagru otwarta szeroko. A on wjeżdża w nią swoją kolumną - kilka samochodów osobowych, kilka ciężarówek z ochroną osobistą. Wysiada z pierwszego wozu, a świta błyskawicznie ustawia się po bokach. Wszyscy z mauzerami, w półkożuszkach. On sam w niedźwiedzim futrze. Mina groźna. Wzrok pijany i ciężki jak ołów. Komendant naszego łagru, major, podbiega do niego i składa meldunek drżącym głosem: "Towarzyszu komendancie USWITŁagu NKWD. Wydzielony podobóz łagru do przeglądu." «Czy są tu więźniowie, którzy wymigują się od pracy?». «Są» z lękiem odpowiada major. I wychodzi z szeregu ze dwunastu ludzi. «Ach tak, nie chcecie pracować, kurwa wasza mać?». I już ma w ręku pistolet. Bach! Bach! Bach! Położył wszystkich. Kto się poruszył, tego dobiła świta. «A są tu rekordziści, tacy, co przekraczają normę? Przodownicy pracy?». «Są, towarzyszu naczelniku USWITŁagu NKWD». Radosny, wesoły szereg przodowników. Oni nie mają się czego lękać. Garanin podchodzi do nich ze swoją świtą, ciągle jeszcze trzy-mając w ręce mauzer z pustym magazynkiem. Nie odwracając się, podaje go do tyłu swojej świcie. Dostaje od nich nowy, załadowany pistolet, który chowa do drewnianej kabury, ale ręki nie spuszcza z kolby. «A więc przodownicy pracy? Przekraczacie normy?». «Tak» - odpowiadają. A on znowu ich pyta: -Wrogowie ludu przekraczają normy? Hm... Wy, przeklęci wrogowie ludu! Takich trzeba likwidować...... I znowu: Bach! Bach! Bach! I znowu z dziesięciu ludzi leży w kałuży krwi. A on jakby poweselał, oczy zrobiły mu się spokojniejsze. Nasycił się krwią. Komendant łagru prowadzi drogich, szanownych gości do stołówki na przygotowaną ucztę. I cieszy się, że sam uniknął kuli. Kiedy Garanin miał ochotę, strzelał i do komendantów łagrów. Straszna to była samowola, kiedy naczelnikiem był Garanin. Ludzie padali jak muchy". Garanin rozstrzeliwał kilku, kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu ludzi dziennie. Mordując, śmiał się albo śpiewał wesołe czastuszki. Beria kazał go rozstrzelać nagle i nie wiadomo dlaczego, niby japońskiego szpiega. A można przecież sądzić, że ten tęgi, rosły osiłek, syn białoruskiego chłopa, kowal z zawodu, półanalfabeta, nie wiedział nawet, że istnieje taki kraj - Japonia. Fiodorow mówi i o rzeczach strasznych. Kiedy uciekali kryminaliści, namawiali kogoś z więźniów politycznych - naiwnych i nie zorientowanych - aby szedł z nimi. W ten sposób zabezpieczali się przed grożącą im śmiercią z głodu. W jakimś momencie zabijali ofiarę i dzielili się zdobyczą. Jeżeli zdarzyła się ucieczka, NKWD zawiadamiało o tym miejscową ludność. Wystarczyło dostarczyć władzy prawą rękę dla porównania odcisków palców. Za jednego zabitego dawali woreczek mąki. Dużo przypadkowych ludzi zginęło przy tej okazji, dużo myśliwych, podróżnych i geologów. Stalin kazał budować drogę między Jakuckiem a Magadanem Dwa tysiące kilometrów przez tajgę i wieczną zmarzlinę. Zaczęli budować jednocześnie z obu końców. Przychodziło lato, roztopy, zmarzlina puszczała, ziemia podchodziła wodą, zmieniała się w trzęsawisko, droga tonęła. Razem z drogą tonęli więźniowie, którzy przy niej pracowali. Stalin kazał zaczynać od nowa. Ale skończyło się tak samo. Więc kazał jeszcze raz...... Te drogi nigdy się nie spotkały, a ich budowniczowie może spotkali się w niebie.
Informacje pochodzą z artykułu Сергейa Мельникоффa , byłego więźnia obozów stalinowskich, który, będąc naukowcem, pracował w ekipie dochodzeniowej, badającej zbrodnie stalinowskie w kołymskich obozach m.in w obozie Бутугычаг i Вакханка. Tłumaczenie wywiadu i polski tekst -Unforgiven (Fallen) .

1 komentarz:

Zastrzegamy możliwość usunięcia komentarza,gdy będzie on obrażliwy w stosunku do autora artykułu,lub gdy będzię wulgarny.